Temat na mojej liście do opisania znajdował sie już od dawna, a motorem do jego powstania stały się zdziwione spojrzenia znajomych i postronnych dowiadujących się o moich planach wakacyjnych, a dziś dostałam kopniak bezpośredni po przeczytaniu Halo Ziemia ...
Myślałam do niedawana, że zajmowanie się dziećmi to domena rodziców, a nie wyłącznie mamy ewentualnie babci. Wychowana byłam w domu w którym opieka zarówno mamy jak i taty była jednoznaczna, i totalnie obojętne mi było kto aktualnie zawozi mnie do szkoły, kto gotuje obiad, kto prasuje mi ciuchy. Oboje zajmowali się mną tak samo.
Dlatego za pewnik uznałam, iż posiadając potomka u mnie będzie tak samo.
Od poczatku, kiedy już udało nam się grzecznie, acz stanowczo wyprosić pomocników z domu udawadniając, iż potrafimy zająć się naszym Księciem nie robiąc mu krzywdy,
opiekowaliśmy się nim RAZEM.
Połowica już wcześniej przeszła konkretne szkolenia ze sprzątania, obsługi pralki, mopa, kuchenki gazowej czy zlewozmywaka, więc reszty uczyliśmy się razem. Udało mam się wychować jak dotąd zdrowego pięciolatka i zdrową dwulatkę..
Od początku Mąż uczestniczył w usypianiu, kąpielach, chorobach, bo chciał. Chciał być OJCEM, który jest. Od początku przewijał, mył, zasypywał, smarował, przebierał. DBAŁ ot po prostu KOCHAŁ, kochał NAS. To w jego ramionach Pierworodny najchętniej usypiał, z nim najchętniej się bawił. To ON z nim zostawał kiedy mnie brakowało, to ON z nim chodził po nocy kiedy mnie już brakowało sił. Podobnie z córką, a teraz z dwójką radzi sobie czasami lepiej niż ja.
Dziękuję, za Taką Połówkę :)
Nie padło nigdy hasło, nie dam sobie rady, nie wiem
co mam robić, nie umiem... I bardzo bardzo mu za
to dziękuję! WIEM że mam obok człowieka na
którym NASZE dzieci mogą polegać.
Cudownie u Ciebie :) Zapraszam także do mnie: http://modnystyl2013.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń