ORKA NA UGORZE

Dosłownie!

Pieścisz, poisz, karmisz, dogadzasz, chronisz! a tu nagle:

- Nie kocham Cię! Pójdę sobie do lasu, niech mnie wilki zjedzą....
Lekko zdziwiona, spieszę sprostować
-Synu, ale w Naszym lesie nie ma wilków, - chyba- dodaję już w myśli.....

Brak słów do mnie, zastąpił tupnięciem, zlustrowaniem ściany, na której zauważyłam kolejne arcypiękne dzieło małej Fridy Khalo z rodzimego podwórka, (poznałam po kreskach ), a Pierworodny zdążył HMM-knąć już po raz trzeci....
-Zobić Ci kanapkę?
- Po co?
- No bo jak masz zamiar wynosić się do Wilków to weź chociaż jakiś prowiant, żebyś czekajac na nie nie padł z głodu....
- Już nie ide!
- Ok! To dobrze, więc będziesz na obiedzie? Bo nie wiem ile kotletów robić....
- Kotlety!! To ja chcę dwa! a mogę tłuc? -

... po 10 min

- Mamo, KOCHAM CIĘ!
-Wiem :)




.....

 Przypomniała mi się moja wyprowadzka.  Miałam 10 lat i poczułam się pokrzywdzona przez rodzicielkę, już nie pamiętam o co, ale spakowałam dwie bluzki, bieliznę i wyprowadziłam się do pobliskiego doła (Nasz, mój i koleżanek, prywatny apartament, metr na metr, z kuchnią łazienką i pokojem gościnnym czynny od marca do października, od śniadania do kolacji, z przerwą na obiad - w restauracji :) "U MAMY". Wylałam żale w piach i po 4h wróciłam do domu urażona brakiem zaineteresowania moją osobą, ale głodna na tyle by puścić w niepamięć tak ogromną bezduszność mojej Rodzicielki.
Przywitała wesołym - O już jesteś! i ugościła kanapkami z pomidorem i poszłam spać.
Bajki na dobranoc nie było, przesiedziałam ją w dole...... Już się więcej nie wyprowadzałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz